Polish Biblia Gdanska (1881) 1Potem dalej Ijob prowadził rzecz swoję, i rzekł: 2Jako żyje Bóg, który odrzucił sąd mój, a Wszechmocny, który gorzkości nabawił duszy mojej: 3Że póki staje tchu we mnie, i ducha Bożego w nozdrzach moich, 4Nie będą mówiły wargi moje nieprawości, a język mój nie będzie powiadał zdrady. 5Nie daj Boże, żebym was miał usprawiedliwiać; póki dech we mnie, nie odstąpię od niewinności mojej. 6Sprawiedliwości mojej trzymać się będę, a nie puszczę się jej; nie zawstydzi mię serce moje, pókim żyw. 7Nieprzyjaciel mój będzie jako niezbożnik, a który powstaje przeciwko mnie, jako złośnik. 8Co bowiem za nadzieja jest obłudnika, który się w łakomstwie kocha, gdy Bóg wydrze duszę jego. 9Izali Bóg usłyszy wołanie jego, gdy nań ucisk przyjdzie? 10Izaż się w Wszechmocnym rozkocha? a będzie wzywał Boga na każdy czas? 11Uczę was, będąc w ręce Bożej, a jako idę z Wszechmocnym, nie taję. 12Oto wy to wszyscy widzicie; przeczże wżdy próżność mówicie? 13Tenci jest dział człowieka bezbożnego u Boga, a toć dziedzictwo okrutnicy od Wszechmocnego wezmą. 14Jeźli się rozmnożą synowie jego, pójdą pod miecz: a potomstwo jego nie nasyci się chleba. 15Którzy po nim zostaną w śmierci pogrzebieni będą, a wdowy jego nie będą go płakały; 16Choćby srebra nazgromadzał jako prochu, a nasprawiał szat jako błota: 17Tedy nasprawiać ich on, ale sprawiedliwy oblekać je będzie, a srebro ono niewinny dzielić będzie. 18Zbuduje dom swój jako mól, a jako stróż budę wystawi. 19Bogaty zaśnie, a nie będzie pogrzebiony; spojrzyli kto, alić go niemasz. 20Zachwycą go strachy jako wody, w nocy go porwie wicher. 21Pochwyci go wiatr wschodni, a odejdzie; bo wicher ruszył go z miejsca swego. 22Toć Bóg nań dopuści, a nie przepuści mu, choć przed ręką jego prędko uciekać będzie. 23Klaśnie każdy nad nim rękoma swemi, i wysyka go z miejsca swego. |